piątek, 27 listopada 2015

Playlista #1

Cześć, co u Was słychać? Ja jestem już całkowicie wyprany z sił. Miałem pracowity tydzień matur próbnych. Na szczęście już jest po, a to oznacza tylko jedno - fajrant! Postanowiłem sobie dlatego trochę odpuścić i zamiast jednego zespołu, mam dziś dla Was kilka (bardzo zabawne).

Playlista powstała w poniedziałek, dzień wielce znienawidzony przez "wszystkich". Nie pamiętam już jaki był mój poniedziałek, ale pewnie nie był fajny. Za to miał wspaniały soundtrack w postaci tych utworów:

Hot Lunch - "Killer Smile"
Znam przez kumpla perkusisty. Z początku się nie jarałem, ale jak potem nie mogłem przestać słuchać. Miazga.

Kyuss - "Catamaran"
To znam akurat przez samego siebie. Jest to cover zespołu Yawning Man, ale w tym wykonaniu o wiele bardziej mi się podoba. I ma wspaniały basik, który razem z gitarami prowadzi utwór.

And So I Watch You From Afar - "Mend And Make Safe"
Jeden z utworów, które mnie kupił i przekonał do słuchania ASIWYFA. Jest wspaniały. Poważnie.

Mojave Lords - "Unfuckwithable"
To co mnie urzekło szczególnie, poza dobrym utworem, to perkusja. Ta perkusja aż grzmi.

Mountain Witch - "Stone The Witch"
Bardzo dobry łomot i bardzo dobre riffy. Lubię ten utwór najbardziej ze wszystkich od tego zespołu. Można go słuchać godzinami (najlepiej wieczornymi).

To tyle na dziś. Zastanawiałem się nad wprowadzeniem nowego elementu w postaci takich właśnie playlist co 2-3 tygodnie. Muszę się tylko zastanowić czy robić to w ramach piątkowego postu, czy osobno w jakiś inny dzień. Zobaczymy, jakoś się to rozwiąże.

Pamiętajcie o tym, żeby regularnie jeść i spać, to bardzo ważne.

Kapitan

piątek, 20 listopada 2015

El Ten Eleven

Gdy tak sobie myślę, że kiedyś twierdziłem, że nie byłbym w stanie słuchać muzyki instrumentalnej, bo to nudne i ile można słuchać jak ktoś tylko gra i nie ma komu śpiewać... Tak, to zdecydowanie wywołuje uśmiech na mojej twarzy.


Swoją drogą, dawno nie było jakiegoś duetu, co? To dzisiaj też nie będzie.

Mam Cię! Oczywiście, że będzie.

Prawdopodobnie od tego utworu zaczynałem słuchać El Ten Eleven.

Zdawać by się mogło, że w skład zespołu wchodzi przynajmniej piątka ludzi, ale w rzeczywistości są to zaledwie dwie osoby.


El Ten Eleven odkryłem przy okazji szukania w sieci duetów grających w zestawieniu perkusja-bass, więc niestety niespodzianka w postaci małej liczby muzyków w zespole mnie ominęła. Za to nie ominęła mnie niespodzianka w postaci ich niezwykłej muzyki. Trzeba to przyznać, Kristian Dunn i Tim Fogarty są bardzo utalentowanymi muzykami. Chłopaki grają post-rock i wyraźnie słychać, że mają swój konkretny, wyróżniający ich styl.

Rodzi się pytanie: W porządku, są w stanie nagrać takie rozbudowane kawałki w dwie osoby,
ale czy są je w stanie zagrać na żywo? Oto odpowiedź.

Ten sam utwór na żywo. Tak dla porównania.

Cała magia polega na zapętlaniu przez Kristiana za pomocą efektów poszczególnych motywów
i odtwarzania ich w czasie rzeczywistym. Brzmi banalnie. I oczywiście wcale takie nie jest. Spójrz tylko na jego pedalboard (dla niewtajemniczonych - to ta skrzyneczka z efektami). Guziczków jak w kokpicie odrzutowca. Jednoczesne zapętlanie riffów, granie kolejnych
i utrzymanie się w tempie... podziwiam i szanuję.

Oprócz looperów, Dunn wykorzystuje również takie efekty, jak np. delay (do nadania przestrzeni utworom), tremolo (słychać je np. w intro utworu "Hot Cakes"), octaver (szczerze to nie zauważyłem użycia tego efektu w żadnym z utworów, ale to po prostu najzwyczajniej uciekło mojej uwadze), distortion (do zabrudzenia brzmienia bassu i gitary) oraz whammy (pozwala wytworzyć te charakterystyczne wysokie falujące dźwięki słyszalne w utworze "Every Direction is North"). Bardziej zainteresowanych sprzętem Kristiana odsyłam tutaj.


Widoczne na wideo i zdjęciach gitary to bezprogowy bass marki Wal oraz tzw. 'doubleneck' Carvin'a (najczęściej istnieją modele dwugryfowych gitar, gdzie jedna część to
6-strunowy, a druga to 12-strunowy elektryk, ale w tym wypadku połowa instrumentu to gitara,
a połowa bass). Oba instrumenty są bardzo rzadkie. Mają w sobie coś takiego, co sprawia,
że bardzo podobają mi się wizualnie. No i brzmienie tego dwugryfowego Carvin'a jest wspaniałe.
W skład jego wyposażenia wchodzi jeszcze 6-strunowy bass, na którym gra na najnowszym albumie, ale nic konkretnego mi o nim nie wiadomo.


Nie sposób nie docenić perkusisty, który gra idealnie w tempie, podczas gdy basista obsługuje całą maszynerię. W skład zestawu Tim'a wchodzi perkusja akustyczna, postawiona obok perkusja elektroniczna oraz kilka padów perkusyjnych. Robi z nich świetny użytek, nadając utworom odpowiedniego tempa i dynamiki oraz charakteru w zależności od użytego zestawu.

Od czasów swojego założenia w 2002r. El Ten Eleven nagrali już 6 albumów. Są to między innymi: "El Ten Eleven", "Every Direction is North", "These Promises Are Being Videotaped",
"It's Like a Secret", "Transitions" oraz "Fast Forward". Oprócz tego zespół wydał album z remixami "Transitions" oraz bardzo przyjemną EP-kę "For Emily", którą mogę zdecydowanie polecić, albowiem ją przesłuchałem i moim zdaniem jest dobra (oprócz niej udało mi się przesłuchać w całości pozycje numer 2, 3 i 4 oraz kilka pojedynczych utworów z pozostałych płyt).


Tym razem znalazłem nawet kilka konkretnych ciekawostek, których chyba ostatnio brakowało.

1. Kristian Dunn a.k.a dr. Cox nie jest fanem gry na gitarze i uważa się raczej za basistę.

2. Nazwa zespołu ma zaskakującą genezę. Naprawdę nie spodziewałem się,  że pochodzi ona od nazwy samolotu pasażerskiego Lockheed L-1011 TriStar.

3. Co prawda smutny fakt, ale na swój sposób interesujący. Zespołowi El Ten Eleven sprzęt został skradziony aż dwa razy. Na szczęście przy pomocy fanów i internautów udało się go odzyskać. Przynajmniej za pierwszym razem. Za drugim zespół wydał album z remixami "Transitions", a fani zorganizowali zbiórkę, żeby pomóc im w uzupełnieniu strat w postaci skradzionego sprzętu, aby można było rozpocząć trasę koncertową. Jeśli jakiś zespół ma fanów, których można nazwać prawdziwymi i oddanymi, to na pewno jest to El Ten Eleven.

4. EP-ka "For Emily" jest zadedykowana zmarłej przyjaciółce muzyków.

5. Dunn and Fogarty byli członkami pochodzącego z San Diego Softlights, który był pierwszym amerykańskim zespołem, który podpisał umowę z australijską wytwórnią Modular Records.

Podoba mi się to zdjęcie. Jest takie dynamiczne.

Utwory, które mogę polecić, aby zacząć swoją przygodę z El Ten Eleven to:

Hot Cakes ( <=== Jestem wielkim fanem motywu, który rozpoczyna się w 1:01 i od tego momentu zaczyna się rozwijać, więc nie mogłem powstrzymać się przed zamieszczeniem tego kawałka również na liście.)
Every Direction is North
Jumping Frenchmen of Maine ( <=== Interesujący tytuł. Dunn gra tutaj na swoim bezprogowym Wal'u.)
I like Van Halen Because My Sister Says They Are Cool ( <=== El Ten Eleven mają naprawdę fajne tytuły.)
Falling
Yellow Bridges ( <=== Kolejny utwór, którego lubię posłuchać.)
Ian MacKaye Was Right
Chino
Fat Gym Riot ( <=== Również warto posłuchać.)
My Only Swerving ( <=== Uwielbiam riff rozpoczynający utwór.)
Thanks Bill
Transitions
Adam And Nathan Totally Kick Ass
Disorder ( <=== Cover Joy Division. Instrumentalny oczywiście.)

Baw się dobrze przesłuchując El Ten Eleven, jeśli Cię zainteresowali. A jak nie, to podejdź do tego jeszcze raz. Niektórym utworom trzeba dać czas aby je docenić.

Pozdrawiam,
Kapitan

piątek, 13 listopada 2015

Ørganek

Cześć! Mam wolne od trzech dni, więc tracę poczucie czasu i jak się okazuje, mamy dzisiaj piątek. Oczywiście mało świadomy tego faktu byłem bez pomysłu na kolejny post. Na szczęście pomysł przyszedł mi do głowy dosyć szybko. Właśnie słucham płyty Organka pt. "Głupi", którą dostałem od mojego zespołu na osiemnastkę (wielkie dzięki, Chłopaki!), więc postanowiłem,
że to właśnie będzie przedmiotem tegopiątkowego wpisu.

Tomasz Organek solo.
Ørganek to polskie trio obracające się w klimatach alternatywno-rockowo-bluesowych, które zostało założone przez Tomasza Organka w 2013r., czyli całkiem niedawno. Oprócz założyciela, który jest autorem tekstów, wokalistą, gitarzystą i po prostu kompozytorem, w skład zespołu wchodzą jeszcze basista Adam Staszewski oraz perkusista Robert Markiewicz. Wszyscy trzej muzycy występowali wcześniej w formacji SOFA. W instrumentarium nie zabrakło również
(no, zgadnijcie czego) organów. Nazwa zespołu zobowiązuje.

Wcześniej Organek istniał dla mnie jako jakiś tam Organek, świeży artysta na polskiej scenie muzycznej, podobno dobry i oryginalny. Ale teraz zasięgnąłem informacji i okazało się,
że istnieje już jakiś czas na polskiej scenie, grając w zespole SOFA, który swoje początki miał już w roku 2003. Przyczynę swojego stosunkowo późnego solowego debiutu wyjaśnia w jednym
z wywiadów takimi słowami:

Chciałem zrobić to dobrze, na pewniaka. Musiałem dojrzeć do wiedzy, świadomości, co chcę przez to pokazać, co napisać, skomponować. Nie chciałem, żeby ta płyta służyła wyłącznie zaspokojeniu własnego ego, aktem samouwielbienia, oto patrzcie - wydałem płytę pod własnym nazwiskiem. To zupełnie mnie nie interesowało. Człowiek musi dojrzeć i zrozumieć samego siebie. Wiedzieć, kim jest, kim chce być i kim mógłby. 

Odsyłam to przeczytania tego wywiadu w całości <tutaj>.
Można się w pewnym stopniu dowiedzieć jakim człowiekiem jest Tomasz Organek. Podoba mi się jego podejście do tworzenia muzyki dla samej muzyki, a nie z myślą o nachapaniu się.

A tu z zespołem.

Debiutancką płytę "Głupi" dostałem już kilka dni temu, ale dopiero dzisiaj znalazłem czas, żeby jej posłuchać. Włożyłem ją do odtwarzacza, popłynęły pierwsze dźwięki... Dawno nie miałem tak przyjemnego uczucia podczas słuchania muzyki. Puszczanie muzyki z płyt z odtwarzacza to jest to (lepsze może być tylko słuchanie muzyki z kaset lub winyli). Powiem tak: w trakcie zaledwie pierwszego utworu z płyty zacząłem żałować, że nie poszedłem na koncert Ørganka, gdy grał w moim mieście. Plakaty informujące o jego koncercie wisiały nawet w mojej szkole. Wtedy stwierdziłem tylko, że ma dosyć oryginalny pseudonim artystyczny i na pewno gra na organach. Teraz mogę co najwyżej pluć sobie w twarz, że nie zainteresowałem się jego muzyką wcześniej i śmiać się z moich wcześniejszych spostrzeżeń.

Jeśli miałbym zdecydować, który utwór z płyty jest moim ulubionym, nie byłbym w stanie. Pewnie dlatego, że na razie osłuchuję się z nią i jestem po prostu zafascynowany całokształtem płyty. Poza tym nie ma sensu szukania ulubionego utworu z płyty na siłę. Jednakże jest kilka pozycji, które szczególnie mi się spodobały. Co prawda jest to 3/4 płyty... Jestem zachwycony np. "Stay", które zrobiło furorę za granicą oraz "King of the Parasites", które momentami przywodzi mi na myśl moje ukochane The Doors. Uwielbiam pierwsze dwie pozycje na płycie, "Nazywam się Organek" i "Dziewczyna Śmierć", które wprowadziły mnie w interesującą twórczość Ørganka. Kolejnymi z solidnych rockowych faworytów są dla mnie "Młodzież Szuka Sensacji" oraz "Kate Moss". Naprawdę przyjemnie się ich słucha. Poziom trzymają też "Nie lubię" i "Italiano". Tak naprawdę wszystkie piosenki z płyty trzymają poziom i ciężko mi się do czegoś przyczepić. Może jednak, żeby nie wyjść na takiego, co wszystko co mu się wielce podoba zaraz wychwala pod niebiosa, przyznam, że "Autostrada 666" podobała mi się z całej płyty najmniej. Jest lekka i przyjemna w odbiorze, ale mnie nie porywa (i tak mi się podoba...). Skoro trochę już ponarzekałem, mogę powrócić do wyrażania pozytywnych opinii. "O matko" i "Głupi ja" grzeszą niebanalnymi tekstami i przyjemnym dla ucha instrumentarium. Akustyczna gitara
i oszczędna perkusja kojarzą mi się z takimi bluesowo-folkowymi klimatami.


Niestety jestem człowiekiem, który ma mało płyt, więc mój zachwyt spowodowany posiadaniem albumu w formie fizycznej jest całkowicie zrozumiały. W mojej skromnej płytowej kolekcji znajdują się Elektryczne Gitary, a gdzieś w innym pokoju leży nawet płyta Beatlesów (nawet nie wiem, czemu zaraz po odkryciu, że mam takową w domu jej nie przesłuchałem!). Są jeszcze jakieś niedobitki, których nie pamiętam. Także jak widać, cienko u mnie z kupowaniem płyt, ponieważ cała kasa idzie na sprzęt gitarowo-basowy.


Tak wygląda okładka. Jest prosta, utrzymana w czarno-białej kolorystyce. Bardzo mi się podoba. Myślę, że niczego jej nie brakuje.

Oczywiście napisów prawie nie widać, bo zdjęcia zrobiłem aparatem w telefonie, ale obiecuję, że jak dorwę gdzieś akumulatorki do aparatu, to aktualizuję post i to zdjęcie zamieni się na wyraźne zdjęcie w porządnej jakości.

Na odwrocie jak widać standardowo mamy listę utworów, a oprócz tego nadrukowany autograf Organka. Podoba mi się ten drobiazg z zapisaniem zer przy numerach piosenek w postaci stylizowanej pierwszej litery nazwy zespołu.

Żeby dowiedzieć się, co znajduje się w środku, musicie już dokonać zakupu. Płyta jest zdecydowanie warta każdej złotówki (poza tym 34,49zł za płytę to bardzo przystępna cena;
w wersji cyfrowej kosztuje zaledwie 14,99zł, chociaż posiadanie płyty w fizycznej formie jest o wiele bardziej satysfakcjonujące). Mogę tylko powiedzieć, że podobał mi się także bardzo minimalistyczny nadruk na płycie. No dobrze, jeszcze jedna rzecz. Bardzo fajnym dodatkiem jest książeczka z tekstami piosenek i zdjęciami członków zespołu. Bardzo przydatna rzecz w wypadku gdy wada wymowy lub jakaś upośledzona maniera wokalisty (nie potraktujcie tego zbyt poważnie) uniemożliwia zrozumienie śpiewanego tekstu, czego nie można powiedzieć o Organku, który ma dobrą dykcję i wyraźnie słychać każde jego słowo. W tym wypadku może nam posłużyć do dogłębnego przeanalizowania tekstów piosenek, które moim zdaniem są inteligentne i brzmią niebanalnie. Poważnie, napisać dobry tekst w języku polskim to sztuka.

A to Organek na 21. Przystanku Woodstock.

Co tu dużo mówić. Ørganek to bardzo solidny zespół z trzymającymi się kupy kompozycjami
i interesującymi tekstami. Kolejność utworów na płycie "Głupi" jest przemyślana. Zachowany jest odpowiedni balans pomiędzy utworami z przewagą rockowych gitar, bluesowymi akustycznymi klimatami i lekkimi płynącymi piosenkami. Nawet w taki szary i pozornie z lekka ponury dzień sprawia, że otaczająca nas rzeczywistość nabiera kolorów i poprawia samopoczucie. Cóż, płyta przez cały dzień grała w moich słuchawkach, to mówi samo za siebie.

Trzymajcie się ciepło i udanego weekendu,
Kapitan

P.S. Z okazji urodzin dostałem jeszcze 2 muzyczne koszulki, którymi po prostu muszę się pochwalić.

Podobny motyw widziałem w teledysku do "What do you want" zespołu The Toobes i chciałem mieć swoją koszulkę w tym stylu. Już Ci dziękowałem za nią kilkakrotnie, ale co mi tam. Dziękuję Hipisie!


Tego się szczerze nie spodziewałem. Dostać koszulkę ze swoją podobizną w stylu Scott'a Pilgrimm'a... to jest coś! Też wiesz, że jestem zachwycony prezentem, ale powtórzę się. Dziękuję, Olu!

Czarnym paskiem musiałem zasłonić swoje imię i nazwisko, ponieważ jest to 'koszulka imienna'

Obie koszulki są o tyle fajne, że napis pierwszej jest malowany ręcznie farbkami do tkanin, a projekt nadruku koszulki z komiksowym mną jest również narysowany samodzielnie. Dziękuję Wam wszystkim, jesteście świetni!


piątek, 6 listopada 2015

The Sea and Cake

Oto jeden z najwspanialszych zespołów na świecie.


The Sea and Cake to amerykański zespół, który działał w latach 1994 - 2004, po czym wznowił działalność w 2007r. Muzyka, którą gra jest cudowna i nie odczuwałem potrzeby przypisania jej do jakiegoś konkretnego gatunku. I niech tak pozostanie. Wystarczy posłuchać.

A oto skład zespołu:

Sam Prekop - wokal, gitara
Archer Prewitt - gitara, pianino wokal
John McEntire - perkusja, syntezator
Eric Claridge - bass, syntezator

Wpadłem na niego zupełnie przypadkiem, słuchając swojego ulubionego zespołu na Youtube
i przeglądając komentarze. Gdy zobaczyłem, że pewien użytkownik chwalił 'uploadera' za dobry gust i w jednym zdaniu znalazły się nazwa mojego ulubionego zespołu (celowo jej nie podaję, gdyż zamierzam o nim napisać) oraz The Sea and Cake, postanowiłem sprawdzić, co to za zespół. To była dobra decyzja. Zacząłem od "Pages" i "Staircase", a następnie puściłem sobie "New Schools". Przy pierwszych dwóch poczułem, że to coś wspaniałego, a przy trzecim już byłem kupiony na wieczność.


To co może wyróżniać The Sea and Cake spośród innych zespołów to na pewno ich oryginalny styl. Interesujące wokale, takie jakby senne. Wspaniała praca gitar, tworząca lekko melancholijny nastrój. I te solówki, ach... Bass również odgrywa dużą rolę w zespole.
Wyraźnie słychać jego linie, które wspólnie z gitarami nadają utworom The Sea and Cake unikalnego charakteru. Perkusja jest również bardzo przyjemna. Nie za mocna, a jednak wyraźna. Świetnie się wpasowuje. Bywa, że zespół wprowadza elementy elektronicznych brzmień przez zastosowanie syntezatorów, automatów perkusyjnych i takich tam.

Powiem szczerze, że jest to pierwszy zespół na blogu, który opisuję bez przesłuchania całej jego dyskografii. Po prostu, gdy usłyszałem cały album "Car Alarm", tak mnie zachwycił, że długo nie mogłem zabrać się za kolejne. Gdy miałem ochotę posłuchać czegoś od The Sea and Cake po prostu wciąż wracałem do "Car Alarm". To jeden z tych albumów, który podoba mi się w całości
i mogę go słuchać na okrągło.
Spojrzałem na dyskografię zespołu dopiero w trakcie pisania tego posta i okazało się, że mam jeszcze sporo do nadrobienia, albowiem The Sea and Cake wydało łącznie aż 10 albumów oraz
2 EP-ki i 2 single! Witamy w raju. Ogólnie udało mi się kiedyś w wolnej chwili posłuchać debiutanckiego albumu zatytułowanego nazwą zespołu (niestety w tej chwili ledwo go pamiętam), a przedwczoraj poczułem potrzebę posłuchania kolejnego, którym był "The Moonlight Butterfly". Można do tego doliczyć jeszcze kilka pojedynczych utworów wybranych losowo, włączając w to nagrania koncertowe.


Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo bym chciał pójść na ich koncert. Gdyby w Polsce znalazło się wystarczająco dużo fanów, można by było go 'zabukować'. Ech, marzenia... Marzy mi się jeszcze ich koszulka. I nie tylko ich. Ostatnio mam jakąś fazę na chęć posiadania różnorakich koszulek.

Czas na parę ciekawostek!

Okładki płyt The Sea and Cake najczęściej przedstawiają zdjęcia Sam'a Prekop'a lub obrazy Eric'a Claridge'a.

Ostatnio wpadłem na post-rockowy zespół o nazwie Tortoise (może ktoś zna). Okazało się,
że gra w nim John McEntire z The Sea and Cake.

To tyle z ciekawostek...

A oto oficjalna strona The Sea and Cake. Można tam znaleźć dyskografię zespołu czy informację o trasach koncertowych. Oczywiście mamy też galerię i link odsyłający do stronki z 'merchem' zespołu, jak również dane kontaktowe i inne przydatne linki. Takie tam standardy.

Jak już przy standardach to oczywiście przygotowałem listę utworów do posłuchania.

Pages/Staircase ( <=== Dwa utwory w jednym filmiku na Youtube. To od nich się wszystko zaczęło.)
New Schools
Car Alarm
Window Sills
Weekend
A Fuller Moon
Mirrors ( <=== Ten instrumental to coś, co rzeczywiście brzmi, jakby mogło grać w gabinecie luster)
Aerial
On a Letter ( <=== Jeden z moich ulubionych z płyty "Car Alarm", zaraz obok "New Schools" i "Car Alarm")
The inn keeping ( <=== Lubię słuchać tego utworu. 10 minut czystej rozkoszy.)
Monday

Mam nadzieję, że ktoś podziela mój zachwyt.
To do następnego razu,
Kapitan