sobota, 30 stycznia 2016

Marmozets

Może bez zbędnych wstępów, miłego czytania (i słuchania)!


Marmozets powstali w 2007r. i pochodzą z Bingley w West Yorkshire. W skład wchodzą:

Rebecca "Becca" Macintyre - wokal
Sam Macintyre - gitara rytmiczna, wokal
Josh Macintyre - perkusja
Jack Bottomley - gitara prowadząca
Will Bottomley - bass, wokal

Wow, aż dwa rodzeństwa (jakim cudem Marmozets jeszcze się nie rozpadli?)? Przeczytałem to dopiero pisząc post i trochę mnie zatkało (jak mogłem nie zauważyć podobieństwa... cóż, widocznie byłem zbyt pochłonięty słuchaniem). Co jak co, ale rzadko spotyka się taki skład.
W dodatku w roku założenia mieli zaledwie 18 lat!

Ciekawa jest muzyka, którą grają. Jeśli jest problem z określeniem gatunku to już wiadomo,
że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Na moje ucho jest to rock alternatywny połączony
z elementami metalowego grania, muzyki progresywnej albo math rocka. Naprawdę ciekawa mieszanka. Coś dla fanów ciężkiego grania, bardziej skomplikowanych rytmów oraz czegoś przyjemnego w odbiorze jednocześnie. Nie sposób przejść obok tego zespołu obojętnie. Można za to na niego wpaść zupełnie przypadkiem za sprawą intrygującej nazwy, która nie wiadomo co znaczy. Z tego co udało mi się ustalić, 'marmoset' znaczy w języku angielskim pazurczatka albo małpa szerokonosa (urocze stworzonka), więc to pewnie to słowo poddane zabiegom kosmetycznym. To tylko moja teoria, ale przyznajcie, brzmi sensownie.



Do Marmozets szczególnie przekonały mnie utwory "Move Shake Hide" i "Collisions". Włączyłem wideo z koncertu z festiwalu Reading z 2015 roku i po przesłuchaniu pierwszej piosenki, którą była oczywiście "Move Shake Hide", poszukałem jej studyjnej wersji. Długo siedziała w mojej głowie, ale nie mogłem poprzestać na jednym kawałku. Jak znalazłem chwilę to poszukałem kolejnych utworów i stanąłem na "Collisions". Sytuacja wyglądała podobnie. Potem w końcu postanowiłem obejrzeć koncert na Reading 2015 do końca i nie zawiodłem się.
W ciągu tego miesiąca zdążyłem nasłuchać się sporo Marmozets i np. przez ostatnie kilka dni w głowie tkwiło mi "Why Do You Hate Me". Mam wrażenie, że już kiedyś słyszałem tą piosenkę... Kolejny świetny numer wart uwagi.

Jak już przy nagraniach jesteśmy, to do tej pory Marmozets wydali jedną płytę długogrającą i aż 3 EP-ki. Debiutancki 'longplay' nosi nazwę "The Weird and Wonderful Marmozets" i (jakby mogło być inaczej!) oczywiście gra u mnie w tej chwili w tle. Zdecydowanie dobra płyta. Chyba nie ma kawałka, który by mi się nie podobał. Pewnie, w niektórych utworach są fragmenty, które nie do końca lubię. Są dosyć chaotyczne i pełne jazgotu, których odrębnie bym raczej nie posłuchał,
ale w połączeniu z łatwiejszą w odbiorze resztą tworzą oryginalną całość i charakter zespołu.
Równie dobre co płyta EP-ki są zatytułowane "Passive Aggresive" (moja ulubiona z EP-ek Marmozets), "Vexed" i po prostu "Marmozets". Do znalezienia na soundcloudzie Marmozets.



Tym razem nie będę się za bardzo rozwodził na temat instrumentalistów, bo słychać jacy są dobrzy. Stosują ciekawą rytmikę, złożone melodie gitarowe i łączą ją w swojej muzyce z bardziej wpadającymi w ucho motywami. Ich gra to coś wspaniałego.
I w końcu zespół z damskim wokalem. I to nie byle jakim! Po pierwsze bardzo przyjemnie posłuchać damskiego wokalu w tego typu muzyce, bo jest to miła odmiana jak na okrągło słucha się ulubionych kapel z wokalem męskim. Po drugie wokalistka ma przyjemny dla słuchacza głos
i w dodatku potrafi się wydrzeć kiedy trzeba. Poza tym jej barwa głosu nie jest też taka przeciętna. W zasadzie ma ciekawy głos na sposób w jaki głosy mogą być ciekawe.

Mam nadzieję, że dane mi będzie pójść kiedyś na ich koncert. Na scenie zespół wręcz eksploduje energią.
Zobaczcie sami. Swoją drogą, to bardzo dobry punkt do rozpoczęcia swojej przygody z Marmozets. Jako ciekawostkę dodam tylko, że raz wystąpili jako support And So I Watch You From Afar. Jak to zobaczyłem to doznałem pozytywnego szoku. Kto zna zespół, ten wie o czym mówię.


Mam nadzieję, że będziecie czerpali przyjemność ze słuchania Marmozets i może uczyni to Wasz dzień lepszym albo coś w tym stylu. O nie, właśnie skończył mi się album... Tak to bywa w życiu, że coś się kończy, a coś się zaczyna. Taka jest naturalna kolej rzeczy i w związku z tym mam Wam do przekazania dosyć smutną wiadomość (przynajmniej dla mnie).

Nie, nie zamykam bloga. To tylko tani chwyt pod publikę.

Po prostu mam maturę za 3 miesiące, a pisanie zabiera mi przeważnie piątkowy wieczór/popołudnie, a czasem jak się uprę to nawet fragment nocy z piątku na sobotę. Dodatkowo konkretną część czasu wolnego zabiera mi zespół. A teraz jest okres, gdzie szczególnie muszę się skupić na nauce (ble...) i wziąć za kapryśną królową nauk zwaną matematyką. W związku z tym, jako że nie chcę zawieszać na ten czas bloga, postanowiłem zredukować częstotliwość wpisów na okres owych 3 miesięcy do jednego miesięcznie. Chciałbym pisać przynajmniej co 2 tygodnie, ale patrząc realnie jest to dla mnie średnio wykonalne w tej chwili. Mogę to zrekompensować jedynie tym, że jak już ów post się ukaże to będzie o zespole, którego jak się słucha to wgniata w siedzenie, zbija z nóg lub powoduje, że szczęka z wrażenia opada aż na podłogę i ciągnie za sobą resztę ciała, a sąsiad z góry/dołu/naprzeciwka zamiast krzyczeć, że jest 2:00 w nocy i muzyka jest za głośno i masz ją wyłączyć przychodzi posłuchać jej razem z Tobą.

Wiem, wiem, piszę głupoty.

Na koniec mam dla Was piosenkę Marmozets, która pochodzi nie wiem skąd, ale była na ich soundcloudzie i jest całkiem całkiem. "Time For Answers" leci u mnie już od dobrych 30 minut jeśli się nie mylę. Nie ma to jak dobry kawałek na dobranoc.

Na dobranoc chciałem podziękować jeszcze tym, którzy przyczynili się do tego, że w ogóle zacząłem tego bloga prowadzić, a później pisać kolejne posty i jakoś to dalej szło.
Agacie za (z)motywowanie do pisania i wszelkie opinie, Hipis za wymyślenie nazwy bloga
i reklamę, Bukowinie - również za reklamę, mojej siostrze, za to, że czasem polubi post na stronce nawet bez czytania go, Wam, anonimowi czytelnicy, Łajce 92, która czasem napisała jakiś miły komentarz, Virgini i Śmierci, które również nie przeszły obok moich wpisów bez słowa, moim jedynym subskrybentom - Allie. (Śmierci) i Natonator Punkowi, Bartkowi za nieustanne dopraszanie się o kolejne wpisy, Przemkowi i Oli (a.k.a. znajomej perkusistce) za pokazanie wspaniałych zespołów i artystów, a także wszystkim, których nie jestem sobie w stanie w tej chwili przypomnieć, bo jest noc, a również są stałymi czytelnikami, którzy swoje spostrzeżenia na temat muzyki i bloga wymieniają ze mną w 'realu'.

Pozdrawiam,
Wasz Kapitan

środa, 27 stycznia 2016

Styczeń, czyli gdzie byłem jak mnie nie było

"Będę dalej prowadził bloga" - postanowienia noworoczne to zły pomysł.

Nowy rok rozpocząłem z hukiem. 1 stycznia zacząłem sobie uświadamiać, że w 2016 będzie się działo. W pierwszym tygodniu stycznia pierwszy koncert mojego zespołu, w lutym studniówka, w maju matury, potem najdłuższe wakacje mojego życia i gdzieś tam w październiku początek studiów. Szaleństwo.

Koncert był udany. Manager klubu powiedział, że nie widział jeszcze, żeby tak dużo osób przyszło na koncert młodego zespołu i tak dobrze bawiło się przy autorskiej muzyce, a także wyraził chęć dalszej współpracy. 80 osób na sali - w sumie jest się czym chwalić. Zabawa była przednia. Tylu komplementów się w życiu nie nasłuchałem. Po prostu to wspaniałe być docenionym i widzieć jak ludzie bawią się przy twojej muzyce, tego uczucia nic nie zastąpi.
Oczywiście nie spoczywamy na laurach i jesteśmy w trakcie nagrywania demo. Pewnie się pochwalę jak już powstanie produkt końcowy, bo czemu by nie.

1 stycznia - nie ma mowy, nie napiszę posta dzień po sylwestrze.
8 stycznia - ech, chyba mi się nie chce.
15 stycznia - no nie, nie mam czasu, a napisałbym coś.
22 stycznia - niby ferie, a ja nie mam czasu.

Jeśli nie masz czasu w ferie to wiedz, że masz ciekawe życie. Postanowiłem sobie (zabawne te postanowienia), że skoro mam ferie, to się trochę pouczę do matur. I co? Poniedziałek, wtorek, czwartek - całodniowe nagrania zespołu, środa - całodniowe szukanie garnituru i w końcu 7 część Gwiezdnych Wojen (zdecydowanie polecam iść do kina, szkoda stracić ten wyjątkowy klimat przez obejrzenie ich w domu), weekend - kosztowanie studenckiego życia z grupką znajomych u wspólnej znajomej-perkusistki i koncert Pull The Wire (taka rodzima, Polska kapela punkrockowa, bardzo weseli goście). Swoją drogą - trochę zaszalałem. Kupiłem swoją pierwszą koncertową koszulkę i dostałem naklejkę gratis. Dodatkowo plakaty rozdawali na ładny uśmiech, więc też się załapaliśmy. Będzie co wieszać nad łóżkiem od października.

Zespół postanowił, że będzie oryginalny i tak jak wszyscy inni mają czarne koszulki, tak oni będą mieli białe.

Ledwo co wróciłem do domu, a już przyjaciele wyciągnęli mnie w poniedziałek wieczorem na piwo... A dzień później koledzy do KFC... A dzisiaj do galerii miejskiej na wystawę Beksińskiego. Chyba domyślacie się, jak moja mama reagowała na każdą kolejną informację o tym, że chcę gdzieś iść po tygodniu nieobecności w domu.

Tak się bawiłem. To chyba dobre usprawiedliwienie za zlewanie bloga. Ale nie mogłem go przecież tak zostawić. Tyle osób mi wypominało, że nie piszę i nie piszę, tak mnie prosili o kolejne wpisy... Czego się nie robi dla fanów i dobrych znajomych.

Reasumując: Nowy post o wyjątkowym, oryginalnym i naprawdę dobrym zespole pojawi się już wkrótce (spodziewajcie się go do końca moich ferii, czyli do końca stycznia).

Pozdrawiam towarzyszy niedoli, maturzystów - zostało nam 97 dni. Bawcie się dobrze.
Kapitan