środa, 27 stycznia 2016

Styczeń, czyli gdzie byłem jak mnie nie było

"Będę dalej prowadził bloga" - postanowienia noworoczne to zły pomysł.

Nowy rok rozpocząłem z hukiem. 1 stycznia zacząłem sobie uświadamiać, że w 2016 będzie się działo. W pierwszym tygodniu stycznia pierwszy koncert mojego zespołu, w lutym studniówka, w maju matury, potem najdłuższe wakacje mojego życia i gdzieś tam w październiku początek studiów. Szaleństwo.

Koncert był udany. Manager klubu powiedział, że nie widział jeszcze, żeby tak dużo osób przyszło na koncert młodego zespołu i tak dobrze bawiło się przy autorskiej muzyce, a także wyraził chęć dalszej współpracy. 80 osób na sali - w sumie jest się czym chwalić. Zabawa była przednia. Tylu komplementów się w życiu nie nasłuchałem. Po prostu to wspaniałe być docenionym i widzieć jak ludzie bawią się przy twojej muzyce, tego uczucia nic nie zastąpi.
Oczywiście nie spoczywamy na laurach i jesteśmy w trakcie nagrywania demo. Pewnie się pochwalę jak już powstanie produkt końcowy, bo czemu by nie.

1 stycznia - nie ma mowy, nie napiszę posta dzień po sylwestrze.
8 stycznia - ech, chyba mi się nie chce.
15 stycznia - no nie, nie mam czasu, a napisałbym coś.
22 stycznia - niby ferie, a ja nie mam czasu.

Jeśli nie masz czasu w ferie to wiedz, że masz ciekawe życie. Postanowiłem sobie (zabawne te postanowienia), że skoro mam ferie, to się trochę pouczę do matur. I co? Poniedziałek, wtorek, czwartek - całodniowe nagrania zespołu, środa - całodniowe szukanie garnituru i w końcu 7 część Gwiezdnych Wojen (zdecydowanie polecam iść do kina, szkoda stracić ten wyjątkowy klimat przez obejrzenie ich w domu), weekend - kosztowanie studenckiego życia z grupką znajomych u wspólnej znajomej-perkusistki i koncert Pull The Wire (taka rodzima, Polska kapela punkrockowa, bardzo weseli goście). Swoją drogą - trochę zaszalałem. Kupiłem swoją pierwszą koncertową koszulkę i dostałem naklejkę gratis. Dodatkowo plakaty rozdawali na ładny uśmiech, więc też się załapaliśmy. Będzie co wieszać nad łóżkiem od października.

Zespół postanowił, że będzie oryginalny i tak jak wszyscy inni mają czarne koszulki, tak oni będą mieli białe.

Ledwo co wróciłem do domu, a już przyjaciele wyciągnęli mnie w poniedziałek wieczorem na piwo... A dzień później koledzy do KFC... A dzisiaj do galerii miejskiej na wystawę Beksińskiego. Chyba domyślacie się, jak moja mama reagowała na każdą kolejną informację o tym, że chcę gdzieś iść po tygodniu nieobecności w domu.

Tak się bawiłem. To chyba dobre usprawiedliwienie za zlewanie bloga. Ale nie mogłem go przecież tak zostawić. Tyle osób mi wypominało, że nie piszę i nie piszę, tak mnie prosili o kolejne wpisy... Czego się nie robi dla fanów i dobrych znajomych.

Reasumując: Nowy post o wyjątkowym, oryginalnym i naprawdę dobrym zespole pojawi się już wkrótce (spodziewajcie się go do końca moich ferii, czyli do końca stycznia).

Pozdrawiam towarzyszy niedoli, maturzystów - zostało nam 97 dni. Bawcie się dobrze.
Kapitan



1 komentarz:

  1. Pozazdroszczę koncertu Pull the wire - uwielbiam! W ostatnim czasie zaopatrzyłam się w kilka ich gadżetów między innymi za dużą koszulkę i płytę. :) Świetny zespół naprawdę!

    OdpowiedzUsuń